------
Wracałam
z psychiatryka, osoby które tam poznałam nie za bardzo przypadły
mi do gustu prócz mojej paczki... Stanęłam przed „moim” domem,
i zastanawiałam się czy zapukać, czy lepiej od razu iść do
Scootera? Ech... i tak prędzej czy później będę musiała tam iść
po rzeczy. Spojrzałam w sąsiednie podwórko, nie wiem czy wam już
mówiłam że mieszkam w jednorodzinnym domku. Bawiły się tam córki
sąsiadów, mają teraz po 10 lat, pamiętam że bardzo lubiłam się
z nimi bawić... Ale teraz dla mnie są to bachory. No cóż każdy
ma inny gust. Dziewczynki spojrzały w moją stronę. Zaniemówiły i
przestały się ruszać. Uśmiechnęłam się do nich moim uśmiechem
(od aut. Uśmiechem Evy jest uśmiech psychopaty). Zaczęły płakać,
no bez przesady mają już po 10 lat. Oczywiście pobiegły do domu,
bo kto się mnie nie boi. W psychiatryku każdy bał się mnie, więc
raczej nie miałam wrogów. Poczekałam kilka minut, umysł
podpowiadał mi że będzie zabawa. Po kilku minutach z domu wyszedł
sąsiad ze swoją żoną, oczywiście płacz dziewczynek przyciągnął
też ciekawskich sąsiadów. Nikt nie ruszał się poza terenem
swojego domu. No i dobrze, jestem pewna że doszły do nich
wiadomości o mnie... Nie lubię się chwalić ale często z moją
paczką byliśmy w gazetach i budzimy postrach. Dobra ja tak stoję...
a muszę tylko zabrać rzeczy i do Scoota. Hue Hue Hue Tia...
Podeszłam do drzwi, zapukałam czułam na plecach ciekawskie
spojrzenia ludzi. Dobra lubię być w centrum uwagi ale to już
przesada. Odwróciłam się do nich po czym powiedziałam.
-Cholera!
Zajmijcie się czymś konkretnym! Po mojej wypowiedzi wszyscy
pochowali się w domach. No i zresztą dobrze. Odwróciłam się i
zauważyłam moją mamę. Powiedziałam prosto:
-Cześć,
przyszłam po moje rzeczy.
-A
ty to kto? Cholera tak nie będzie ze mną pogrywać. Weszłam do
domu, mijając zdziwioną matkę, krzyknęła coś i po chwili zza
drzwi wyszedł mężczyzna, dobrze zbudowany i trzymający na rękach
dziecko, dwuletnie? Nie mam pojęcia.
-Kim
ty jesteś? I co robisz w naszym domu! Powiedział mężczyzna.
-To
chyba ja powinnam się spytać pana?
-Co
za niewychowane dziecko! Matka cię nie wychowała?! Tia... tym razem
głos zajęła kobieta, która była kiedyś moją matką. Spojrzałam
na nią, po czym poszłam na górę zostawiając ich oszołomionych.
Po chwili zeszłam z moimi rzeczami.... Nie było ich wcale tak dużo,
pewnie je już wyrzucili. Spojrzałam na nich a kobieta spytała
się?!
-Kim
ty do cholery jesteś? Nie miałam zamiaru im tego tłumaczyć, więc
powiedziałam tylko:
-Któregoś
dnia zobaczymy się w piekle. Oczy kobiety zeszkliły się, chciała
do mnie podbiec ale ja już zdążyłam wyjść. Ma nowe życie, nie
będę jej zawadzać. Postanowiłam pójść już do Scootera, w
końcu ile można. Mieliśmy całą paczką zamieszkać u niego, więc
na pewno nikt mnie nie zgwałci, no chyba że Jake. A tak swoją
drogą to jeszcze się nie zakochałam i jestem dziewicą... Każdy
gwałciciel omija mnie szerokim łukiem, co ja mówię każdy
człowiek omija mnie szerokim łukiem i czuję się z tym świetnie.
Przybrałam na twarz swój uśmiech po czym ruszyłam z torbą przed
siebie. W połowie drogi mój bagaż zaczął się robić dziwnie
ciężki, mogłam się posłuchać Scoota i wziąć jego auto. A
najlepsze jest to że ktoś we mnie wpadł. Wszyscy ludzie dookoła
zatrzymali się i wciągnęli powietrze w płuca. Tym kimś kto we
mnie wpadł, okazał się mój jedyny, prawdziwy przyjaciel z
dzieciństwa, nazywał się Mateusz... ale mówiłam na niego Mati.
Stał i patrzył się na mnie spode łba, chyba mnie nie poznał.
Spojrzałam na niego jeszcze raz, cholera na pewno mnie nie poznał.
Wszyscy ludzie czekali na rozwój wydarzeń, pewnie myślą że mu
przywalę czy coś. No dobra przyznaję się że pierwsza moja myśl
tak brzmiała, ale gdy się okazało że to Mati... wiecie. Jeszcze
raz rozejrzałam się po ludziach, po czym niespodziewanie
przytuliłam Matiego. On stał jak sparaliżowany a ludziom aż
opadły szczęki.
-C-co
mi-i zr-robis-sz? Spytał, heh.
-Nic,
pogadamy, tylko daj mi chwilkę. Powiedziałam po czym podniosłam
wzrok i powiedziałam:
-A
wy do cholery jasnej co?! To jakieś przedstawienie jest?! Od razu
pouciekali.
-No
Mati co tam u ciebie, minęły całe trzy lata.
-Eve?
Ty jesteś tą psychopatką?!
-Twierdź
se jak chcesz, ja twierdzę że jestem wyjątkowa na swój sposób.
-Zabijesz
mnie?
-Nie,
no coś ty, ale wiesz mam prośbę...
-Co
jest?
-Bo
widzisz właśnie idę do Scoota... A ta torba jest cholernie ciężka.
-Emm...
mam ją wziąć?
-Jakbyś
mógł?
-Jasne...
A ten Scoot... to..
-To
co?
-To
twój chłopak? Powiedział niby pewnie, ale zdradziły go jego
rumieńce, hue hue hue umiem działać na chłopaków.
-Niep,
Scooter to chłopak Ruth... nie mów mi że nie czytałeś gazet?!
-Czytałem,
tylko to wyglądało jakbyście byli parą.
-Heh,
nigdy nie słyszałam czegoś głupszego. Całą drogę do domu
Scoota przegadaliśmy, gdy już doszliśmy... a nie powiem dużo
ludzi się na nas patrzyło. A najbardziej chyba na Mata, bo szedł
ze mną... i to szczęśliwy. Nawet nie wiecie jak mnie brzuch bolał
od śmiechu. No to tak... gdy doszliśmy pożegnałam się z Matem
pocałunkiem w policzek, No co? To normalne! Weszłam do domu,
oczywiście miałam klucze, a nie powiem że dom Scoota... to znaczy
on go kupił specjalnie dla nas, czyli to jest dom nas wszystkich,
ale Scoot jest najstarszy i to on obejmuje sprawy finansowe, a nie
powiem mamy dużo kasy. Z naszymi mocami to dosyć łatwo je
zdobyliśmy. No więc gdy weszłam przywitałam się z wszystkimi:
Scootem, Ruth, Ericiem i Jakiem. Po czym usiadłam koło Jake i
zabrałam mu kanapkę.
-To
co dzisiaj robimy? Spytałam.
-Emm...
A która godzina? Spytał Scoot. Ruth spojrzała na zegarek po czym
powiedziała:
-19.23.
-Okey,
to może dzisiaj zrobimy sobie wolne, bo jak wskazali na tej gazecie
Eve zrobiła dzisiaj niezłe zamieszanie. Powiedział Scoot, po czym
Eric wyrwał mu gazetę z rąk, i zaczął cytować.
-
„Eve Lier, jakże znana nam chora psychicznie dziewczyna która
lubi mordować, przytulała dzisiaj niejakiego Mateusza Sopera. Z
naszych źródeł wynika, że słynna Eve zmieniła swoje zachowanie
i opuściła słynną piątkę. Co stanie się zresztą? Czy poradzą
sobie bez Eve?” Tia, Eve coś ty tam robiła.
-Emm...
No przytuliłam Mata, czyli nie zrobiłam nic złego.
Powiedziałam.
-Ale nas nie opuszczasz ślicznotko... Prawda? Zapytał Jake.
-Ale nas nie opuszczasz ślicznotko... Prawda? Zapytał Jake.
-Nie,
jeszcze będziecie musieli się ze mną trochę pomęczyć.
Powiedziałam po czym postanowiłam że pójdę do swojego pokoju, na
wyjście rzuciłam jeszcze tylko krótkie „Nara”. Poleciałam
wykończona do swojego pokoju. Był on w kolorach czarno czerwonych.
Tia to są moje ulubione. A czerwień przypomina krew... więc tym
lepiej. Położyłam się na moim łóżku z pościelą w krew,
pewnie mi nie uwierzycie ale to mnie uspokaja. No więc położyłam
się na łóżku, wcześniej przebierając się w pidżamę usnęłam.